Nie wiem jak to jest winnych miastach, ale u nasz w Warszawie w parkach kowalskie przylatują ludziom na ręce po ziarno. Świetne przeżycie. Chodzę czasem zimą ze słonecznikiem do Łazienek albo Skaryszaka. O ile lądujące co chwila na dłoni sikory z pobliskich krzaków nie robią takiego wrażenia, bo człowiek się spodziewa, to rzadsza wizyta kowalika, który atakuje z zaskoczenia spadając gdzieś nagle z wysokiego drzewa, dostarcza niezłych wrażeń.
2016-07-26 00:06:42
fotorom
Fakt,są dość ufne,szybko je można przyzwyczaić do siebie,mi zimą przy karmniku zajęło to dwa tygodnie.
Mogłem je focić z odległości nawet 1 m,oprócz słonecznika uwielbiają też słoninę i smalec.
Choć trzeba powiedzieć że to niezłe karmnikowe łobuzy,potrafią nieźle rozrabiać,tak między sobą,jak i z innymi gatunkami,lubią szukać zwady :)
Gonią nawet większe gatunki od siebie.
Od kilku lat mieszkam wysoko w budynku środkowym. Zieleni jest tylko tyle, ile musi według przepisów zapewnić deweloper.
Kiedy mieszkałem na starszym osiedlu, na niskim pierwszym piętrze z balkonem na zielony plac zabaw, przez kilka zim karmiłem. W mrozy, przed wyjściem do roboty wsypywałem do karmnika naprawdę dużą furę słonecznika, a po południu był pusty.
Kowalików nie miałem, bo nie zapuszczają się w duże miejskie osiedla. Tylko bogatki, modraszki, wróble, mazurki i dzwońce. I te ostatnie to prawdziwa karmnikowa gangsterka. Tamte łapią ziarenko i odlatują na krzaczek, żeby zjeść, a dzwonek wpieprza się do karmnika, siedzi w nim, żre pięć minut i wszystkich goni.
2016-07-26 11:06:09
fotorom
To prawda :) Kowalik postępuje podobnie,dwa trzy kowaliki potrafią pogonić nawet Sójkę,która przylatywała na żołędzie :)
Nie wiem jak to jest winnych miastach, ale u nasz w Warszawie w parkach kowalskie przylatują ludziom na ręce po ziarno. Świetne przeżycie. Chodzę czasem zimą ze słonecznikiem do Łazienek albo Skaryszaka. O ile lądujące co chwila na dłoni sikory z pobliskich krzaków nie robią takiego wrażenia, bo człowiek się spodziewa, to rzadsza wizyta kowalika, który atakuje z zaskoczenia spadając gdzieś nagle z wysokiego drzewa, dostarcza niezłych wrażeń.
Mogłem je focić z odległości nawet 1 m,oprócz słonecznika uwielbiają też słoninę i smalec.
Choć trzeba powiedzieć że to niezłe karmnikowe łobuzy,potrafią nieźle rozrabiać,tak między sobą,jak i z innymi gatunkami,lubią szukać zwady :)
Gonią nawet większe gatunki od siebie.
Kiedy mieszkałem na starszym osiedlu, na niskim pierwszym piętrze z balkonem na zielony plac zabaw, przez kilka zim karmiłem. W mrozy, przed wyjściem do roboty wsypywałem do karmnika naprawdę dużą furę słonecznika, a po południu był pusty.
Kowalików nie miałem, bo nie zapuszczają się w duże miejskie osiedla. Tylko bogatki, modraszki, wróble, mazurki i dzwońce. I te ostatnie to prawdziwa karmnikowa gangsterka. Tamte łapią ziarenko i odlatują na krzaczek, żeby zjeść, a dzwonek wpieprza się do karmnika, siedzi w nim, żre pięć minut i wszystkich goni.